Czy pisarzom burczy w brzuchu?
Paweł Beręsewicz
Czy pana dzieci pomagają panu w pisaniu książek?
Każde z mych dzieł dwudziestu,
co jeszcze raz powtórzę,
poddałem serii testów
na synu i na córze.
Czytam im coś śmiesznego,
a oni nagle w ryk,
więc myślę: „Oj, kolego,
coś nie tak!” i myk, myk! —
przedłużam, skracam, zmieniam,
przerabiam zakończenia,
a gdy mam dość kreślenia,
przyzywam dzieci w mig.
Czytam to samo znów.
Słuchają i „Ha, ha!”,
więc z bardzo głośnym „Uff!”
rzucam im ciastka dwa.
Próbuję znów smutnego,
a oni „Hi, hi, hi!”.
Czuję, że coś „nie tego”,
więc biorę kartkę i
przedłużam, skracam, zmieniam,
przerabiam zakończenia,
a gdy mam dość kreślenia,
to wołam ich zza drzwi.
Czytam to samo znów,
a oni cali w łzach,
więc z bardzo głośnym „Uff!”
rzucam im paczkę ciach.
I takie są zasady,
tak nam to jakoś leci.
Nie dałbym sobie rady
bez doświadczalnych dzieci.