tłum. Leonard Sowiński

Introdukcja

Była niegdyś szlachetczyzna,
Wszystko butne pany,
Wojowała Moskwę, Niemce,
Ordę i Sułtany...
Ej, co było — to już nie jest.
Wszystko w bożej mocy!
Lach bywało nas zadziera,
Hula w dzień i w nocy,
I królami poniewiera...
Nie mówię Stefanem:
Bo ci obaj niezwyczajni
Ze zwycięskim Janem, —
A innymi. Nieboracy
Milczkiem panowali,
Wrzały sejmy i sejmiki
Sąsiedzi czekali,
Spoglądając, jak królowie
Z Polski uciekają,
I słuchając, jak panowie
Szalenie hukają:
„Nie pozwalam! nie pozwalam!”
Bracia repetują,
A magnaty palą chaty,
Szablice hartują.
Długo, długo tak się działo,
Aż na tron Piastowski
Skoczył figlem ponad Lachy
Żwawy Poniatowski.
Zapanowawszy, myślał szlachtę
Przydusić trochę... Nic z tego!
Pragnął ich dobra po ojcowsku,
A może jeszcze chciał czego.
Jedyne słowo nie pozwalam
Myślał, że wydrzeć im zdoła,
A potem... Polska wybuchnęła,
Szlachta zawzięła się... woła:
„Słowo honoru! Próżna praca!
Pohaniec! Moskiewski sługa!”
Na okrzyk Puławskiego, Paca,
Szlachta odbiega od pługa,
I — razem sto konfederacji.
Rozbiegły się kupy zbrojne
Po Polsce, Wołyniu,
Po Multanach i po Litwie
I po Ukrainie.
Rozbiegli się, zapomnieli
Swobodę ocalać,
Zwąchali się z Żydziskami
I dalej podpalać.
Podpalali, mordowali,
Cerkwi nie szczędzili...
A tymczasem Hajdamacy
Noże poświęcili.