Jacek Podsiadło

 

 

Dziewiąty wiersz przeciw państwu

 

 

 

Rozwiązane wszystkie węzły na sznurowadłach,

wszystkie labirynty w pisemkach dla dzieci,

wszystkie moje „problemy”. „Tata, wstawaj!”

„Chcę, koniecznie!” „Opowiedz mi o Włóczykiju”.

W niebie twoich rozkazów nie ma miejsca na grzech

wątpliwości, wszystko jasne, przezroczysty każdy dzień.

No więc tak. Pewnego razu Włóczykij

zamiast w swej leśnej norce obudził się na wielkiej,

nasłonecznionej łące. W malowanej luli. Przeciągnął się, ziewnął.

Co za historia. Nie lecą tu żadne bombowce,

nie skrada się czarny kidnaper, hałaśliwy ratunek

szwarcenegerów, vandammów, nie będzie tu potrzebny.

Mleko, miód, biel, nieśmiałe żółcie, nawet przy drobnych zranieniach

pastelowa krew. Motyle i aniołki. Nocą

nietoperze, bezszelestni nawigatorzy

naszych snów. Liczenie baranów sto razy

lepsze niż „Milczenie owiec”, miara twojego oddechu

porządkuje miał myśli, piach i mak. Równy deseń firanki, księżycowej woalki,

odwołuj się do tego wzorca, kiedy mnie tu nie będzie,

masz prawo urządzić świat jak swój własny pokój, pamiętaj,

truciznę podsuwa się najczęściej ukrytą w słodyczy.