Tadeusz Boy-Żeleński Słówka (zbiór) Litania ku czci P. T. Matrony Krakowskiej

Inwokacja: Dostojna Pani! Sporo lat już mija, jak słucham potulnie i cierpliwie potoków Twej wymowy; racz więc przymknąć teraz na chwilę Twe słodkie usteczka i pozwól mi przemówić, a postaram się — w przeciwieństwie do Ciebie, Pani, — być zwięzłym i treściwym. O ty, polskiej ziemi chwało, Ty, postaci wpółmonarsza, Ty, czcigodna, nazbyt mało Opiewana, «damo starsza»; Ty, co z głębin swej kanapy Wychylając kibić tłustą, Brzydkie swe nadstawiasz łapy Przerażonym naszym ustom; Ty, co z dostojeństwem w twarzy Dźwigasz swe potworne kłęby, O których lustmörder marzy, Szczerząc zakrwawione zęby; I ty, uroczysta klempo, W twojej wiecznej sukni bordo, Z twoją beznadziejnie tępą — Powiedzmy otwarcie — mordą; Ty, orędowniczko dzielna Uciśnionej polskiej nacji, Arcykapłanko naczelna Naszej starobabokracji; Ty, co w «Piątki» lub «Soboty» Polskich dusz sprawujesz rządy, Starodawne wskrzeszasz cnoty, A druzgocesz «nowe prądy»; Co na fiksach i na rautach, I na dobroczynnej sesji Pytlujesz o pruskich gwałtach, O «modernie» i «secesji»; Ty, co wszelkich zadań bytu W mig rozcinasz każdy problem, Gdy człek myśli, jakim by tu Zamknąć babie gębę skoblem; Ty, strącona z Łysej Góry W salonu fałszywy «ampir», Gdzie nas bierzesz na tortury I krew nudą ssiesz jak wampir; Ty, co głupoty powagą Najmądrzejszych wodzisz za łby; Ty! którą po śniegu nago Człowiek bez litości gnałby; Ty, elokwencji patoko, Coś jest wiecznych sporów źródłem, Czy cię nazwać starą kwoką, Czy też raczej starem pudłem; Ty, co gorzko winisz męża O prozaizm i codzienność, Gdy twa energia zwycięża Nazbyt rzadko jego senność; I ty, której czujność tępi Młodych wzruszeń powab czysty, A co w Tomaszu à Kempi Dawnych gachów chowasz listy; Ty, co zdarłszy z siebie płótna, Oglądasz się w lustrze całą I wzdychasz, ropucho smutna: «On tak lubił moje ciało…» Ty, obrazie wiedźmy starej, Wydarty ze sztychów Goyi — Powiedz mi: przez jakie czary Jęczymy w niewoli twojej? Z jakim czartowskim blekotem Omamienie na nas padło, Że czynimy czci przedmiotem Szpetność, głupotę i sadło? Przez jakie dziwne kuriozum Tłuszcz bierzemy za charakter, Puste gadulstwo za rozum, A za obraz cnót klimakter?? Za co stwór podeszły wiekiem, *Co kobietą być już przestał,* *A nigdy nie był człowiekiem*, Windujemy na piedestał???! Próżne gniewy, próżne męstwo, Nie nadeszła chwila jeszcze — Nazbyt silnie czarnoksięstwo Ściska nas w potworne kleszcze; Coraz ciaśniej, coraz duszniej, Coraz bardziej smutni, słabi W takt kręcimy się posłuszni, Jak nam zagra chochoł babi; I tylko w tęsknocie żyjem, Czy nie wstanie jaki Wandal, Co przepędzi babę kijem I zakończy raz ten skandal!… Pisane w r. 1908.