Tadeusz Boy-Żeleński Słówka (zbiór) Pochwała wieku dojrzałego
Marzę często o tym wieku, Gdy Zwierzę ginie w człowieku; Gdy już żadna z ziemskich chuci Władzy ducha nie ukróci. Jak to musi być przyjemnie! Nic poza mną, wszystko we mnie: Zmysłów swoich gęstą pianę Zbierasz sobie jak śmietanę, I rzucasz (czy to nie prościej?) Na ekran Nieskończoności. Oczyszczony duch ulata W harmonijne kręgi świata, Dokoła człowiek spogląda, Nic nie pragnie, nic nie żąda, W ciągłej ekstazie na jawie Żyje się za bezcen prawie. A czas! tu dopiero zyski: Żaden ciała popęd niski Roboczego dnia nie kurczy, Nie zawadza w pracy twórczej; Z pokoju, mocą tajemną, Nie wygania cię w noc ciemną; Gdzież tam! z niebiańskim spokojem Siedzisz przy biureczku swojem, Huczy, dymi samowarek, Ty równiutko, jak zegarek, Zawsze z jednaką ochotą Nizasz myśli nitkę złotą, Uprawiasz swój interesik Pogodnie jak drugi Esik. Od czasu ducha narodzin Dzień podwoił liczbę godzin! A cóż dopiero w podróży! Żadna chwila się nie dłuży; Ląd, czy morze, ty bez przerwy Zawsze masz spokojne nerwy; Nie zachodzisz nigdy w głowę, Jak blisko miasto portowe; Nie stajesz calutki w pąsie Przy podejrzanym anonsie; Bez żadnej myśli ubocznej, Jak prosty świadek naoczny, Badasz sobie obce kraje, Zwyczaje i obyczaje, Oglądasz domy, ulice, Zwiedzasz śliczne okolice, Bez kłopotów, bez przykrości, Bez dwuznacznych znajomości: Nie zrozumie ta dzicz młoda, Co to za wściekła wygoda. Cóż to za przesąd, zaiste, Ba, urągowisko czyste, Ta niby prawda utarta, Że tylko młodość coś warta. Przypomnij sobie, człowieku, I czym ty byłeś w tym wieku? Ot, pędziwiatr, dureń młody, Ślepe narzędzie przyrody, Wszędzie gotowe po trosze Wściubić te swoje trzy grosze: W szaleństwie gorszy od źwirząt, Wprost już nie człowiek, lecz przyrząd! I co taki wie o świecie, O życiu, czy o kobiecie? Czy w tym pustym łbie się mieści, Co znaczy powab niewieści? Ta harmonia niesłychana, Po to od Boga jej dana, By iść przez świat niby święta, Uwielbiana i nietknięta, Obca wszelkim ziemskim szałom, Wieść ludzkość ku ideałom! Czy taki młokos to czuje, Czy zrozumie, uszanuje? On, co żyje jedną chętką: Dużo, byle jak i prędko. Inna rzecz, gdy już w nas cudnie Nieczystość wszelka wychłódnie. Wówczas, ach, wówczas dopiero, Wraz z tą najpiękniejszą erą, — Wielu z panów mi to przyzna — Żyć rozpoczyna mężczyzna: Gdy z płci swojej niewolnika Zmienia się w pana, w zwierzchnika; Gdy wolny od grubszych robót *Duch* zażywa pełni swobód. Czy zrozumie młoda głowa, Co to na przykład rozmowa? Gdy dwie płcie, zgoła odmienne, Wymieniają myśli cenne; Słowo z słowem igra, skrzy się, Fruwa jak piłka w tenisie, Czasem leciutko dotyka Misternego dwuznacznika, To paradoksem się mieni, To liczko wstydem spłomieni; Któż mistrzem w takiej rozmowie? Tylko dojrzali panowie. A młody? głupie to, płoche, Tylko pobrudzi pończochę, Bąka coś, pożal się Boże, To znów kwaśny, nie w humorze, Jedna myśl go ściga wszędzie: Będzie… z tego, czy nie będzie. Nigdym pojąć nie był w stanie, Jak to może bawić Panie. Słowem, nie przesadzę wcale: W podróży, czy w kryminale, Przy pracy, czy przy zabawie, W każdej sytuacji prawie, Czy przy politycznej misji, Czy w teatralnej komisji, Wiek dojrzały ma, bez blagi, Tak oczywiste przewagi, Że życzę wam, bracia mili, Byście go rychło dożyli.