Rozdział VI: Choroba

Kiedy Klara zbudziła się z ciężkiego, jakby śmiertelnego snu, leżała w swoim łóżeczku, a jasne, złote słońce zaglądało do pokoju przez zamarznięte szyby. Tuż przy niej siedział jakiś obcy pan, w którym poznała po chwili znajomego chirurga, i usłyszała, jak powiedział z cicha:

- Obudziła się nareszcie!

Matka podeszła do łóżka i obrzuciła Klarę trwożnym, badawczym spojrzeniem.

- Ach, droga mamusiu - wyszeptała Klara - czy już te wszystkie okropne myszy poszły sobie stąd? Czy Dziadek do Orzechów jest uratowany?

- Nie pleć takich głupstw, kochana Klaro! - odpowiedziała matka. - Co wspólnego mają myszy z Dziadkiem do Orzechów? Ale ty jesteś niegrzeczną dziewczynką, bo narobiłaś nam wszystkim wiele kłopotu i napędziłaś strachu. Zawsze tak bywa, kiedy dzieci są uparte i nie słuchają rodziców. Wczoraj bawiłaś się lalkami do późnej nocy. Zachciało ci się spać i, być może, wyskoczyła jakaś myszka - chociaż właściwie nie, ma u nas myszy - i przestraszyła cię; a ty wybiłaś jedną z szyb w szafie i skaleczyłaś się w rękę. Pan doktor, który właśnie wyjmował ci z rany kawałki szkła, jest zdania, że gdyby szkło przecięło ci żyłę, miałabyś na całe życie sztywną rękę, a nawet mogłabyś umrzeć wskutek upływu krwi. Dobrze, że zbudziłam się koło północy i, nie znalazłszy cię w łóżku, poszłam do bawialni. Leżałaś zemdlona koło szafy, z zakrwawioną ręką. O mało co i ja nie zemdlałam ze strachu. Wokół ciebie leżało mnóstwo ołowianych żołnierzy Freda, połamane figurki i ludzie z piernika. Dziadek do Orzechów leżał na twojej zranionej ręce, a obok twój lewy pantofelek.

- Ach, mamusiu, mamusiu! - przerwała Klara. - Widzisz sama, to wszystko były ślady wielkiej bitwy lalek z myszami; a ja wtedy dopiero tak bardzo się przeraziłam, kiedy myszy chciały wziąć do niewoli biednego Dziadka do Orzechów, który dowodził wojskami lalek. Wtedy rzuciłam między myszy mój lewy pantofelek, a później już nie wiem, co się stało.


Chirurg mrugnął porozumiewawczo w stronę matki, a ona powiedziała łagodnie:

- Nie myśl już o tym, drogie dziecko, uspokój się, myszy poszły sobie, a Dziadunio stoi w szafie wesoły i zdrowy.

Teraz wszedł do pokoju pan radca i długo rozmawiał z panem doktorem; potem ujął Klarę za puls i usłyszała, że mówili coś o gorączce. Musiała pozostać w łóżku i brać lekarstwa.

Trwało to przez kilka dni, chociaż, mimo lekkiego bólu w ręce, czuła się zupełnie nieźle. Wiedziała, że Dziadek do Orzechów wyszedł cało z walki, i zdawało jej się nieraz, że słyszy jak gdyby przez sen jego wyraźny, ale smutny głos:

- Klaro, damo mojego serca, zawdzięczam ci wiele; ale jeszcze więcej możesz dla mnie uczynić w przyszłości.

Klara na próżno starała się odgadnąć, co by to takiego być mogło - nic jednak nie przychodziło jej na myśl.

Klara nie mogła się prawie wcale bawić, gdyż bolała ją ręka, a kiedy zaczynała czytać albo przeglądać książki z obrazkami, ćmiło się jej w oczach. Nudziła się więc bardzo i z niecierpliwością oczekiwała zmierzchu, bo wtedy matka siadała przy jej łóżku i czytała albo opowiadała jej różne śliczne historyjki. Właśnie mamusia skończyła piękne opowiadanie o księciu na szklanej górze, kiedy otworzyły się drzwi i wszedł ojciec chrzestny mówiąc:

- Muszę wreszcie sam zobaczyć, jak się ma chora, zraniona Klara.


Skoro tylko dziewczynka ujrzała ojca chrzestnego w żółtym surduciku, przypomniała sobie w tej chwili wszystko, co się stało owej nocy, kiedy Dziadek do Orzechów przegrał wojnę z myszami. Mimo woli zawołała głośno:

- Ach, ojcze chrzestny, jesteś taki niedobry! Widziałam dobrze, jak siedziałeś na zegarze i przykrywałeś go połami swojego surduta, żeby nie mógł bić głośno, bo inaczej przestraszyłby myszy. Słyszałam dobrze, jak wołałeś Króla Myszy. Dlaczego nie przyszedłeś z pomocą ani Dziadkowi do Orzechów, ani mnie, ty niedobry ojcze chrzestny? Ty jesteś wszystkiemu winien!

Ojciec chrzestny wykrzywił twarz w sposób niezmiernie dziwaczny i zaczął głosem chrapliwym i monotonnym:


Niech zegary mruczą cicho.
Przeszkodziło jakieś licho.
Zegar, zegar, mrucz, zegarze.
Mrucz, zegarze, jak ci każę!
A przy głośnym dzwonków dźwięku,
Stęku, jęku, dźwięku, brzęku,
Nie bądź, lalko, pełna lęku!
Kiedy dzwonki dzwonią w ciszy,
To ucieka stąd Król Myszy.
Leci puchacz, stary kum,
Bim, bum, bum, bim, bum, bum!
Dzwonki dzwonią, słychać brzęk,
A zegary mruczą cicho,
Przeszkodziło jakieś licho.
Brzęk i stęk, jęk i dźwięk!


Klara zdrętwiała, z szeroko otwartymi oczami patrzyła na ojca chrzestnego, który wyglądał w tej chwili zupełnie inaczej i jeszcze brzydziej niż zwykle; prawą ręką wymachiwał przy tym jak lalka, którą się porusza przez pociągnięcie sznurka. Przeraziłaby się jeszcze bardziej, gdyby nie to, że obok stała mamusia, i gdyby Fred, który znalazł się w pokoju, nie przeszkodził sędziemu, śmiejąc się głośno:

- Ojcze chrzestny - wołał - jesteś dzisiaj znowu taki strasznie zabawny! Ruszasz się zupełnie tak samo, jak mój pajac, którego już dawno wyrzuciłem za piec.

Matka miała minę bardzo poważną i rzekła:

- Mój drogi sędzio, to jakiś bardzo dziwny żart; co to właściwie ma znaczyć?

- O, nieba! - zawołał ojciec chrzestny ze śmiechem. - Czyż nie znacie tej ślicznej piosenki zegarmistrza, skomponowanej przeze mnie? Zawsze ją śpiewam przy łóżku takich pacjentów, jak Klara.

To mówiąc usiadł przy jej łóżku i ciągnął dalej:

- Nie gniewaj się na mnie, że natychmiast nie wykłułem Królowi Myszy jego siedmiu par oczu, ale to stać się nie mogło. Chcę zamiast tego sprawić ci wielką radość.

Sędzia włożył rękę do kieszeni i powoli, powoli wyciągnął z niej Dziadka do Orzechów, któremu nadzwyczaj zręcznie wprawił wybite ząbki i umocował wywichniętą szczękę. Klara głośno krzyknęła z radości, a matka odezwała się z uśmiechem:

- Widzisz teraz, jaki dobry jest ojciec chrzestny dla twojego Dziadka do Orzechów.


- Musisz jednak przyznać, Klaro - przerwał pani radczyni ojciec chrzestny - musisz jednak przyznać, że Dziadek do Orzechów nie ma zgrabnej figurki i że twarzy jego nie można nazwać ładną. Jeżeli chcesz, to ci opowiem, w jaki sposób do jego rodziny wkradła się taka brzydota. A może znasz już historię księżniczki Pirlipaty, wiedźmy Mysibaby i zręcznego zegarmistrza?

- Zaraz, ojcze chrzestny! - zawołał nagle Fred. - Wprawiłeś zęby Dziadkowi do Orzechów, to prawda, i szczęka również tak mu już nie lata, ale dlaczego zabrałeś mu jego pałasz?

- Ejże! - odpowiedział ojciec chrzestny niechętnie. - Wszystko musisz zganić, nic ci się nie podoba, mój chłopcze! Co mnie obchodzi pałasz Dziadka do Orzechów? Wyleczyłem go, więc niech sam znajdzie sobie pałasz, jeśli zechce.

- Masz rację - powiedział Fred - jest dzielny i na pewno potrafi sobie sam znaleźć oręż.

- A więc odpowiedz mi, Klaro - zapytał sędzia - czy znasz historię księżniczki Pirlipaty?

- Nie, nie - odrzekła Klara - opowiedz mi ją, drogi ojcze chrzestny!

- Mam nadzieję - rzekła matka - mam nadzieję, kochany sędzio, że ta historia nie będzie tym razem tak straszna, jak twoje zwykłe opowiadania.

- Ależ nie, droga pani - odparł sędzia - przeciwnie, to, co opowiem, będzie bardzo zabawne.

- Opowiadaj, opowiadaj! - zawołały dzieci.

I ojciec chrzestny zaczął swą opowieść.