tłum. Kazimierz Morawski

STASIMON I

CHÓR

Na kogóż wskazał delfickich głos skał
Kto strasznej zbrodni krwią ręce swoje zlał.
Niechby szybkim pędem koni,
Co cwałują w chmur tabunie,
Uszedł on pogoni!
Bo Apollo wnet nań runie
Z błyskiem, gromem, burzą,
I niechybne wnet Erynje grozie tej przywtórzą.
Więc z Parnasu śnieżnych wirchów głos błyszczący padł,
By przestępcy ukrytego badać wszędzie ślad
On jak buhaj w dzikim lesie
Raz postoi w ciemnych grotach,
To znów w skalne jary rwie się
W omylnych obrotach.
Od wyroczni w środku ziem w dalsze pomknie sioła,
Ale słowo wciąż jej żyje i krąży dokoła.
Straszną, o straszną wróżbiarz budzi trwogę,
Słowom przywtórzyć ni przeczyć nie mogę.
Błądzę wśród obaw; i błądząc, już nie wiem,
Między Labdakidów rodem
A synem Polybosa, cóż gniewu zarzewiem,
Co mogło być walki powodem.
Wieść o tym milczy. Po cóż bym więc ujął Edypa ja sławy
Jako mściciel ciemnej sprawy?
Zeus i Apollo przenikną człowieczych dusz ciemnie,
A fałszywy sąd tego, któryby nade mnie
Stawiał wróżbiarza. Bywa, iż posiędzie
Mąż jeden więcej mądrości.
Lecz nie przywtórzę mu nigdy, aż prawda na jaw się dobędzie.
Bo gdy potwór skrzydlaty w grodzie naszym gości,
Stanął mąż i wyzwolił i zagoił rany;
Nie dozna on mojej przygany.